niedziela, 9 czerwca 2013

Przyjaciele wierzą w nas nawet wtedy, gdy my sami wątpimy

Dobry wieczór :)

Mam Wam dzisiaj tyle do opowiedzenia, bo tak wiele się u mnie dzieje. Weekend się kończy a ja mogę powiedzieć z pełną świadomością, że był to wspaniały, choć może niełatwy czas. 
Od początku...
Sobota - rozpoczęcie w moim życiu kolejnej, pięknej przygody z działaniem.
Dzień zapowiadał się dosyć ciężko. Pisałam Wam, że zadzwonili do mnie z kursu i kiedy już podjęłam decyzję o wyjeździe, Faustynka dostała w nocy gorączki i mój wyjazd stanął pod wielkim znakiem zapytania. Zrezygnowałam tak naprawdę i poddałam się, co chyba jest zrozumiałe. I tutaj jestem wdzięczna Pawłowi - podniósł mnie na duchu, namówił do tego, bym nie rezygnowała z planów, że to wielka okazja i dar, że jednak udało mi się dostać na ten kurs - a On będzie czuwał i zaopiekuje się Faustynką w ciągu dnia. Zaufałam i udało się. Poradzili sobie doskonale a Faustynce gorączka minęła. 
Można powiedzieć, że to kolejny dowód na to, że to, co piękne i ważne rodzi się w bólu i trudzie. Gdybym zrezygnowała i poddała się - nie doświadczyłabym tego, czego doświadczyłam :)
I tak oto o godz. 6.50 wyruszyłam w kierunku stolicy - UWAGA - swoim samochodem. To był mój pierwszy wyjazd do Warszawy. Oczywiście nie obyło się bez błądzenia i sporej dawki stresu, ale cieszę się, że podołałam i pokonałam swój własny lęk. To było niesamowite i przyznam, że byłam dumna sama z siebie. 
O 9.10 rozpoczyna się moja wspaniała, teatralna przygoda. Kurs odbywał się w Warszawskim Teatrze Baza. Początkowo miałam w sobie wiele obaw i lęków, ale okazało się, że całkiem niepotrzebnie. Wspaniali prowadzący i uczestnicy sprawili, że to był naprawdę udany dzień, wręcz magiczny... Poznawaliśmy ideę teatru w społeczności, integrowaliśmy się poprzez zabawy teatralne, co było dla mnie nowym doświadczeniem. Łamaliśmy swoje bariery, lęki i wstydliwość, aby w zaufaniu móc oddać się chwili. Coś niesamowitego. Przed nami lipcowy wyjazd w tym samym składzie do Supraśla. Tam przez 5 dni będziemy przygotowywać spektakl ze społecznością lokalną. Czekam na te chwile z wielką niecierpliwością.
I niedziela...
Poranek minął nam na przygotowaniach do Festynu Rodzinnego w Kuninie podczas którego prowadziliśmy z Pawłem zajęcia - on zumbę fitness a ja warsztaty scrapbookingu. Było miło i to, co dla mnie najważniejsze - na festynie pojawiły się "moje" wolontariuszki, które dzielnie wspierały całą inicjatywę oddając i poświęcając siebie i swój czas. Kiedy tak popatrzyłam na ich trud (przyjechały do mnie mimo burzy i deszczu) doznałam wielkiej radości, bo udowodniły, że mają serca gotowe do tego, by służyć w każdym miejscu i o każdej porze. Jestem z Was dumna dziewczyny i jeszcze raz - bardzo Wam dziękuję. 
Oto moje dwa owocne i pracowite dni. Przede mną nocna praca, której mam naprawdę bardzo dużo. Cieszę się jednak tym czasem, bo to oznacza, że nadal nie stoję w miejscu :)
Dzięki, że doczytaliście moje weekendowe relacje do końca. Życzę Wam spokojnego wieczoru. Odpoczywajcie, nabierajcie siły na cały tydzień pracy. Ściskam i pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz